Wczoraj było o tym, dlaczego e-booki kupuje się łatwiej, a tydzień temu w Gazecie Prawnej ukazał się artykuł, który pokazuje, w jaki sposób legalnie zaopatrywać się w e-booki, jak kształtują się ceny i jaki mają wpływ na sprzedaż. Jednak już pierwsze zdanie wydaje mi się być wysoce przesadzone, a brzmi ono tak:
„POLSKI RYNEK E-BOOKÓW zaczyna powoli konkurować z tradycyjnymi książkami.”
To stwierdzenie argumentowane jest faktem, że księgarnie obniżają ceny książek elektronicznych nawet o 50%, dzięki czemu ich sprzedaż wzrasta w stosunku do książek tradycyjnych. Autor artykułu powołuje się też na ceny i sprzedaż książki Artura Domasławskiego „Kapuściński non-fiction”, która kosztuje 50 zł w wersji papierowej, natomiast w wersji elektronicznej jest to 29,90 zł, więc prawie o połowę tańszy. Tymczasem dzisiaj w jednej z „Tanich książek” we Wrocławiu owa książka w wersji tradycyjnej, w dodatku w twardej oprawie, wpadła mi w ręce i kosztowała 28,70 zł. Doskonale rozumiem, że ceny e-booków mogłyby być niższe, jednak czy wtedy Polacy kupowaliby ich więcej? Przecież, jeśli decydujemy się na zakup e-czytnika, a jest to wydatek rzędu od powiedzmy 400 do 1500 złotych, to jesteśmy jak najbardziej świadomi faktu, że e-booki wcale nie będą nie wiadomo jak tanie. Nie wiem, jak to jest z użytkownikami e-czytników, czy już w ogóle wyparli książkę tradycyjną ze swojej świadomości, jednak ja, nawet mimo posiadania czytnika, być może skusiłabym się na tego Kapuścińskiego za mniej niż 30 zł, choćby po to, żeby go komuś potem podarować.
Poza tym, nie oszukujmy się, książkę w wersji elektronicznej mało kto kupi, jeśli będzie ją miał czytać na ekranie komputera, nawet gdyby miała kosztować 70% mniej, niż wersja tradycyjna, bo nie będzie mu się to opłacało, z względów czysto praktycznych, tudzież „wygodnickich”. Oświecę wszystkich teraz, gdy powiem, że najlepszy w tym wypadku będzie e-czytnik, a ten swoje kosztuje i dopóki będzie kosztował, to e-book będzie się sprzedawał słabiej. I tak błędne koło się zamyka…
Nie od dziś wiadomo, że statystyki zamieszczane w niektórych gazetach są „wyssane” z palca.
Ja również wolałabym kupić wersję papierową „non-fiction” mimo okazałych rozmiarów. Wydaje mi się, że w przypadku beletrystyki raczej nie będzie tak, że e-booki będzie się kupowało wyłącznie zamiast, a dodatkowo.