Dziś będzie trochę o dziełach, które są w domenie publicznej i o tym, co e-czytniki mają z tym wspólnego. Lubię Bułhakowa i nie potrafiłabym sobie odmówić przyjemności czytania „Mistrza i Małgorzaty”, wiem, że to mało spotykane, ale czasem zaglądam też do Mickiewicza, a już najchętniej do „Pana Tadeusza”. I jeden i drugi znalazł miejsce na mojej półce z książkami, dodam, że niemało mnie to kosztowało. Gdybym miała e-czytnik, to mogłabym mieć i jednego i drugiego za darmo, bo są w domenie publicznej. Co to oznacza?

Do domeny publicznej trafiają dzieła, co do których wygasło autorskie prawo majątkowe, co oznacza, że można je powielać, rozpowszechniać, umieszczać w sieci, jak i ściągać, oczywiście z poszanowaniem prawa własności autora. Aby dzieło znalazło się w domenie publicznej musi minąć 70 lat od śmierci autora i jest to prawo międzynarodowe. Pojawiają się propozycje, aby czas ten został wydłużony do lat 90, jednak społeczeństwo znacznie by na tym ucierpiało. W momencie wygaśnięcia autorskiego prawa majątkowego zyskują też wydawcy, którzy nie muszą już wykupywać licencji, co prowadzi do tego, że na każdym egzemplarzu książki zarabiają jeszcze więcej, ponosząc jedynie koszty produkcji, ewentualnie tłumaczeń. Można by powiedzieć, że na tym tracimy, bo przecież płacimy za coś, co jest ogólnodostępne i za darmo. Jednak przecież chcemy posiadać dzieła klasyków w swoich domowych biblioteczkach, więc je kupujemy.

A można sporo zaoszczędzić, choć trzeba ponieść na początku koszty inwestycji w e-czytnik. Potem już zupełnie za darmo możemy ściągać z sieci ściągać na swoje urządzenia czego tylko dusza zapragnie, bez obaw, że do naszych drzwi zapuka policja i znajdzie w naszym e-czytniku nielegalnie zdobyte e-booki. Te, co do których wygasły prawa autorskie możemy zdobyć, między innymi dzięki Projektowi Gutenberg, który udostępnia dzieła z całego świata, które są właśnie w domenie publicznej.

Ogólnodostępne stają się oczywiście nie tylko książki, ale wszelkie wytwory myśli ludzkiej, jakie kiedykolwiek powstały – utwory dźwiękowe, filmy (choć to jeszcze rzadkość), dzieła sztuki (mam tu na myśli oczywiście ich reprodukcje w postaci cyfrowej). Korzystają na tym wszyscy, w tym twórcy bibliotek cyfrowych, czy też wirtualnych muzeów, za których pośrednictwem możemy zaczytywać się w wierszach Przerwy-Tetmajera, dziełach Platona, czy słuchać utworów Chopina. Nie pozostaje nic innego, tylko korzystać z praw, które nam, społeczeństwu, przysługują i czekać do następnego roku, bo dzieła kolejnych autorów (między innymi Jamesa Joyce’a i Tadeusza Boya-Żeleńskiego) będą na wyciągnięcie ręki.

Dzień Domeny Publicznej przypada na 1 stycznia każdego roku i jest obchodzony między innymi w Stanach Zjednoczonych, Szwajcarii i Polsce.