Ostatnio pisałam o dobrodziejstwie, jaką jest domena publiczna i fakt, że dzieła twórców, których prawa autorskie wygasły są dostępne dla wszystkich, praktycznie bez ograniczeń. Wtedy było bardziej o teorii, dziś napiszę, jak to wygląda w praktyce. Pierwszym projektem, który przewidywał udostępnianie książek w formie elektronicznej był Project Gutenberg zainicjowany w 1971 roku przez Michaela S. Harta.
Na początku nikomu nawet nie śniło się skanowanie, a dzieła były najzwyczajniej w świecie przepisywane. Warto dodać, że pierwszą książką elektroniczną była „Deklaracja Niepodległości Stanów Zjednoczonych”. I tak Project Gutenberg przygotowywał się do prawdziwego startu, w 1989 roku „ucyfrowiono” 10 książek, w 1991 roku w zasobach pojawiła się „Alicja w Krainie Czarów” z numerem 11 i była to pierwsze zdigitalizowane dzieło z literatury pięknej, potem ta liczba powoli, ale sukcesywnie wzrastała, a boom nastąpił już w XXI wieku, najpierw było to 10 tys. książek (2003) rok, a dziś jest ich ponad 33 tysiące (tak podaje oficjalna strona, natomiast informator mówi, że jest już blisko 40 tysięcy, więc pewnie lada chwila pojawi się aktualizacja). Do zasobów Projectu Gutenberg można dotrzeć przez wyszukiwanie proste albo złożone, grupując sobie publikacje po autorze, języku, danym temacie, czy wybrać te najbardziej popularne. Jeśli chodzi o e-booki w języku polskim, to jest ich zaledwie 41 i z pewnością nie znajdziemy tam nowości, przecież doskonale wiadomo jaka jest idea projektu, jednak jeśli chodzi o dzieła klasyków, to jak najbardziej.
E-booki można ściągać w kilku popularnych formatach, w tym na Kindla, więc ewentualna zabawa z konwertowaniem odpada.
Project Gutenberg to doskonała opcja na zdobycie dzieł klasyków zarówno po polsku, jak i we wszystkich możliwych językach świata, a co najważniejsze za darmo! Tak, jak mówiłam wcześniej, nie ma sensu płacić wydawcom za coś, co możemy mieć za pośrednictwem jednego kliknięcia, zwłaszcza, że nam się to należy. Coraz bardziej skłaniam się ku zakupieniu e-czytnika. 😉