Czasem tak sobie myślę, czy będzie tak, jak pisał Łukasz Gołębiewski w swoich esejach – „No future book”, że biblioteki jeszcze trochę sobie pobędą, a już niedługo znikną i one i zawód bibliotekarza (mam nadzieję, że nie wcześniej, niż zrobię z tego magistra;)) i wszystko przeniesie się w świat wirtualny oraz czy czytniki będą za złotówkę, a dostęp do książki w abonamencie. O tym drugim pisał akurat w swojej nieco świeższej książce „e-książka|book szerokopasmowa kultura”. Teraz uważa, że przełom na rynku e-książki i e-czytników nastąpi, gdy cena jednych będzie niższa o 50% w stosunku do tradycyjnych, a drugie sukcesywnie będą tanieć. No tak, to pewne, tylko, czy aby na pewno Polacy nagle tłumnie ruszą na zakupy i będą zaopatrywać się w czytniki, książki i inne dobra kultury, bo będą tańsze?
Jak na moje oko, to przeciętny Kowalski prędzej zainwestuje w zestaw kina domowego, które będzie o połowę tańsze, niż zdecyduje się na e-czytnik, na którym nie będzie mógł obejrzeć filmów, ani zdjęć z wakacji. Będzie się wykręcał, że toto niefunkcjonalne i on to jednak woli książki tradycyjne, ale jak przyjdzie co do rzeczy i spyta się delikwenta co ostatnio czytał, to nie będzie w stanie sobie przypomnieć. Jak już będzie musiał się szarpnąć, to kupi iPada i nie będzie na nim bynajmniej czytał, a robił wszystkie inne rzeczy, których na czytniku z e-inkiem w 16 odcieniach szarości nie może. Wcale nie biorę pod uwagę ostatnich badań IKiCZu dotyczących czytelnictwa w Polsce, ale patrzę trzeźwo i dochodzę do odkrywczego wniosku, że książka przegrywa, a książka elektroniczna przegrywa podwójnie.
Zgadzam się natomiast ze stwierdzeniem, że legalnie w Polsce e-booków za dużo kupić się nie da, chyba, że akurat ma się Kindla, dostęp do Amazona i angielski w małym paluszku. Wtedy już nieważne, czy jesteśmy w Koziej Wólce, Koluszkach, czy Warszawie możemy zdecydowanie więcej. Pozostaje mieć tylko nadzieję, że ta drezyna będzie powoli się samoczynnie napędzać, a liczba książek elektronicznych będzie się powiększać.
Do przeczytania esejów Łukasza Gołębiewskiego oczywiście jak najbardziej zachęcam, ich elektroniczna wersja kosztuje 12, a tradycyjna 24 złote (mamy przykład, że e-booki mogą być tańsze o 50%:)), są również dostępne na stronie internetowej autora nofuturebook.pl.
Ja z kolei myślę że książka elektroniczna na razie to zawieszona w przestrzeni jest. Ani traci, ani zyskuje. Póki co, to wciąż nisza 🙂
Mam nadzieje, że z tej niszy w końcu wyskoczy i gdzie nie spojrzysz zobaczysz człowieka z e-czytnikiem ;P