Mama mojej koleżanki pakowanie walizki do Stanów zamknęła w 10 minutach. Spakowała 8 książek i trochę ubrań. Rok temu pewnie zrobiłabym podobnie, tyle że mi pakowanie zajęłoby znacznie więcej czasu z prostego powodu – nie mogłabym się zdecydować, które książki zabrać.
Moje tegoroczne wakacyjne pakowanie zostało pomniejszone o punkt „wybierz jedną, najwyżej dwie, no dobra trzy, ale obiecaj, że je przeczytasz”. Do bagażu podręcznego trafił Kindle, zamiast pewnie 1,5-2 kg papieru plus okładki. Wydawać by się mogło, że to przecież nie tak dużo, jednak sporą część walizki zajęły też inne „ważne” niezbędniki, których niestety nie da się zastąpić.
Jak powszechnie wiadomo z wszelką elektroniką trzeba się obchodzić nad wyraz ostrożnie, zwłaszcza na plaży. Ile to razy totalnemu zapiaszczeniu uległ telefon komórkowy (na szczęście działa), czy aparat cyfrowy (tego trzeba było reanimować). Zastanawiałam się dość długo nad tym, czy zabrać Kindle’a, przecież plaża to idealne miejsce dla szalejących dzieciaków z wiaderkami pełnymi wody, niemniej ześwirowanych sprzedawców kukurydzy gotowanej i innych pączków, no i ten piach. W końcu się jednak przełamałam – pogoda nad polskim morzem rozpieszczała mnie przez 6 dni z rzędu (sic!). Był czas na opalanie, kąpiel w Bałtyku i na coś dla duszy. Poniżej dowody 🙂
Wszystkim innym życzę podobnie przyjemnych wakacji, czy to w górach, czy nad morzem, czy w środku lasu. Byle z Kindlem w plecaku!